Pamiętacie jedną z reklam pierwszych iMaców? Nosiła ona tytuł „Trzy proste kroki do Internetu”. W pierwszym ujęciu narrator mówi „krok pierwszy, podłącz do kontaktu”, w drugim ujęciu „krok drugi, podłącz do linii telefonicznej”, w trzecim ujęciu, w którym pojawia się iMac, słychać śmiech i zdanie „nie ma trzeciego kroku!”. Było to drobne uproszczenie, ale iMac G3 to praktycznie pierwszy popularny komputer gotowy do podłączenia do internetu po wyjęciu z pudełka. Ale zanim do tego doszło, trzeba było przejść długą drogę.

Pierwsze dostępne modemy do transmisji danych przez linie telefoniczne składały się z podstawki pod słuchawkę, którą się po prostu kładło na modemie, wciskając w dźwiękoszczelne opaski. To były lata 70. ubiegłego wieku, a modemy pozwalały na transmisję z prędkością 300 bitów na sekundę. Przesłanie samego tekstu tego artykułu zajęłoby ponad trzy minuty, a jedno zdjęcie z iPhone’a 6 przesyłałoby się… uwaga: 20 godzin!

Jednak moim pierwszym modemem był już sprzęt podłączany wprost do linii telefonicznej i znacznie, bo aż ośmiokrotnie szybszy (2400 bit./s). Nie pamiętam marki, ale było to czarne prostokątne pudełko 20 x 12 x 3 cm z wieloma mrugającymi z przodu diodkami. Z tyłu podłączało się linię telefoniczną i telefon (przelotowo) oraz kablem RS-232 komputer, w tym przypadku Amigę. Pamiętam pierwszą transmisję. Oczywiście nikt wtedy o internecie nie mówił, a połączenia nawiązywało się pomiędzy komputerami. Trzeba było uruchomić tzw. „Terminal”, który zarządzał modemem i umożliwiał transmisję plików. Sterowało się za pomocą komend AT wydawanych z klawiatury lub w bardziej zaawansowanych programach z menu i ikonek. Przez telefon umówiłem się z kolegą, aby naszykował modem i komputer. Z „Terminala” wybrałem numer telefonu, a u kolegi połączenie „odebrał” modem i po serii charakterystycznych zgrzytów połączenie zostało nawiązane. Mogliśmy z kumplem wymienić informacje, pisząc na klawiaturze (wczesna forma chatu), a po chwili kolega „zapuścił” transmisję jakiegoś skompresowanego programu. Jego przesłanie trwało ponad 2 godziny. Na szczęście wtedy połączenia lokalne opłacało się tylko za ich nawiązanie, a nie czas trwania (ok. 1992 roku). Niebawem miało się to zmienić.

BBS i żony z importu…

Na kolejny poziom modemowego wtajemniczenia wszedłem z powodu miłości pewnego Holendra do Polki mieszkającej w pobliżu. Holender – amigowiec - zapragnął wymieniać tanio i szybko listy miłosne, więc podczas odwiedzin zainstalował na mojej Amidze oprogramowanie do BBS. BBS to były systemy do automatycznej wymiany informacji za pomocą połączeń modemowych. Część z nich tworzyło (zanim rozpowszechnił się internet) sieć Fidonet. Wieczorami po godzinie 23 (tańsze połączenia z Holandii) w umówione dni tygodnia uruchamiałem swoją Amigę i program. BBS kolegi z Holandii nawiązywał połączenie z moim i automatycznie wymieniał przygotowane wcześniej pliki. Moim zadaniem było wydrukowanie i dostarczenie listu oraz udostępnienie dziewczynie Holendra możliwości napisania swojego. Prawda, że romantyczne?

Mój własny Mac i Internet

Pierwszy modem do Macintosha, jaki miałem, to był USRobotics o oszałamiającej prędkości 16800 bit./s. Aby używać go z Makiem, należało kupić lub zrobić specjalny kabel łączący RS-232 w modemie z Portem Modemu lub Drukarki LocalTalk (RS-422) w Macintoshu. Było to pod koniec 1995 roku. Internet nie był już akademicką ciekawostką i jak grzyby po deszczu powstawały firmy oferujące dostęp do internetu za pomocą połączeń wdzwanianych. Dysponowały one wieloma liniami telefonicznymi i całymi szafami modemów. Poza kosztem połączenia (już niestety naliczanym co trzy minuty) należało wykupić abonament. Był to czas, gdy prasa komputerowa traktowała otwarcie każdego nowego serwisu WWW jak Wielkie Wydarzenie. Wiosną 1996 roku rozpocząłem pracę w pierwszej we Wrocławiu i wyjątkowej na skalę całej Polski Kawiarence Internetowej. Wyjątkowej, bo w całości (poza serwerem) pracującej na Macintoshach. Pięć komputerów było podłączonych do pobliskiego dostawcy internetu za pomocą telefonicznej linii dzierżawionej. Obsługiwał ją modem o prędkości 28800 bit./s i dzięki temu dawało się oglądać nawet www.playboy.com! Standardem w przeglądarkach był wtedy Netscape Navigator, dopiero kilka lat później zdetronizowany przez Microsoft Explorera.

GeoPort Apple fot. Mac Studio Reklamy

GeoPort od Apple

Apple też miało swoje modemy. Już do 8–bitowych Apple II można było podłączyć firmowy modem o prędkości 300 bps. Ale najciekawszym urządzeniem tego typu był powstały w 1993 roku GeoPort Telecom Adapter Kit. Jest on w zasadzie protoplastą modemów programowych, czyli takich, w których modulacja i demodulacja sygnału odbywa się w komputerze. Wymaga to szybkiego łącza modem–komputer i szybkiego procesora. Ówczesne komputery z procesorem M68040 nie miały wymaganej mocy obliczeniowej, a i porty szeregowe musiały mieć znacznie większą przepustowość, dlatego GeoPort wymagał Macintoshy AV. Były one wyposażone w dodatkowy procesor sygnałowy (DSP) AT&T 3210. Z założenia miał on wspierać ciężkie prace audio i wideo. Niestety - z racji ceny komputerów Apple AV i dość skomplikowanego programowania - nie pojawiło się wiele aplikacji korzystających z tego bardzo zaawansowanego koprocesora. Ale właśnie dzięki niemu mógł zadziałać GeoPort i to z prędkościami do 28800 bps (później nawet 33600).

Swój renesans GeoPort przeżył wraz z wprowadzeniem PowerPC, których wydajność obliczeniowa była wystarczająca. Od wersji oprogramowania Apple Telecom 3.1 - poza funkcją faks-modemu - potrafił on działać jako zaawansowana automatyczna sekretarka oraz pozwalał na prowadzenie rozmów przez komputer. Niestety był to już schyłek jego popularności. Odszedł do lamusa razem z portami „modemu” i „drukarki” RS-422, od 1998 roku zastępowanymi przez USB. Dobiła go seryjna instalacja w komputerach Apple sprzętowych modemów 56 Kbps. GeoPort miał też swoje wady. Ponieważ do pracy potrzebował on sporej mocy obliczeniowej, to odczuwalnie spowalniał komputer, a nawet powodował zawieszenia systemu. Wraz ze wzrostem mocy obliczeniowej PowerPC było to coraz mniej dokuczliwe, ale wciąż zauważalne.

20 21 22…

Prawdziwy bum internetowy w Polsce rozpoczął się w kwietniu 1996 roku, gdy TP SA udostępniła słynny numer 20 21 22. Wdzwaniając się modemem na niego, uzyskiwaliśmy dostęp do internetu, płacąc jedynie za lokalne połączenie miejskie (jeden impuls co 3 minuty). Spowodowało to ból głowy u dostawców usług internetowych, ale każdy, kto miał modem, mógł w rozsądny sposób rozpocząć przygodę z internetem. Z modemowego łączenia z internetem korzystałem do 2002 roku, czyli do czasu zainstalowania w mieszkaniu linii ISDN od pierwszego w Polsce niezależnego operatora telefonicznego Dialog. Dzięki ISDN mogłem mieć dostęp do internetu z prędkością do 128 Kb/s! Ale to już inna historia.

Dziękuję za zdjęcia GeoPort agencji Mac Studio Reklamy z Wrocławia!

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 8/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 8/2015