Przywykliśmy, że z komputerem od Apple dostajemy całkiem spory zestaw programów. Z systemem otrzymujemy aplikacje do książki adresowej, przypomnień, kalendarza, notatek, zdjęć, poczty i komunikacji oraz parę innych. Kiedyś tak nie było.

Pierwszy Mac (128 KB) w pakiecie miał „killer applications”: MacWrite i MacPaint. Były to pierwsze ogólnodostępne programy wyposażone w interfejs graficzny. Niestety zostały one przejęte przez osobną firmę zależną od Apple – Claris i nie były już dołączane do nowych komputerów. Powstał wtedy trywialny problem: w czym pisać i otwierać pliki „read me”? Do „wynalezienia” pdf pozostało jeszcze około 5 lat.

Przeczytaj zanim zaczniesz

Odpowiedzią na te bolączki było dołączanie wraz z systemem jedynej (poza koniecznymi narzędziami jak Disc First Aid) aplikacji: TeachText. Nawet jej nazwa mocno kojarzyła się z plikami „read me”. Program obsługiwał tylko jeden rodzaj czcionki w jednej wielkości i jeden dokument w danym momencie. Można było używać prostego formatowania, wytłuszczenia, kursywy czy podkreślenia oraz dodawać obrazki. Kolejnym ograniczeniem była możliwość pracy z plikami, które zawierały mniej niż 32 tysiące znaków (16 bit). Obrazki na szczęście nie były liczone do tej wielkości.

Ponieważ TeachText był domyślnie ustawiony do otwierania wszystkich plików tekstowych z nieznanym identyfikatorem „twórcy”, to często powodował u nas irytację. Zazwyczaj gdy nieznany plik miał ponad 32 KB tekstu. Próba otwarcia takiego dokumentu skutkowała szeregiem błędów. Ale nawet gdy plik mieścił się w 32 KB, to najczęściej wyświetlał nam się tylko ciąg „robaczków”.

Panowanie prościutkiego TeachText zakończyło się wraz z wprowadzeniem kolejnych wersji System 7.1x. Do tego systemu Apple zaczął dołączać udoskonalony edytor – SimpleText. Wciąż nie pozwalał on na obsługę tekstów większych niż 32 KB, ale można już było używać wielu czcionek i wielkości liter w jednym dokumencie. Kolejne wersje pozwalały na otwieranie i dołączanie poza obrazkami również filmów i krótkich notatek głosowych (pamiętajmy, że prawie każdy Mac był wtedy wyposażony w odczepiany mikrofon). Ale nadal najpopularniejszym jego zastosowaniem było tworzenie i otwieranie, teraz już znacznie bogatszych, plików „read me”. Czasem z lenistwa zdarzało mi się w nim coś napisać, bo był zawsze pod ręką, ale nie został on moim ulubionym narzędziem.

Problem z „forkami”

Sprawa komplikowała się dodatkowo, gdy dokument miał być zapisany na dyskietce lub dysku w formacie MS-DOS (FAT). W systemach klasycznych pliki składały się z dwóch części: Data fork i Resource fork. W tej pierwszej były przechowywane dane takie jak w większości plików „pecetowych”. W drugiej TeachText i SimpleText zapisywał obrazki, multimedia i instrukcje formatujące tekst. Jeżeli dokument „przepuściliśmy” przez dyskietkę „pecetową,” zostawała nam czysta, niesformatowana treść.

Resource fork założenia miał bardzo dobre. Zastępował on prymitywny system trzyznakowych rozszerzeń oraz pozwalał na przechowywanie dodatkowych informacji opisujących plik, jak ikona, komentarz czy inne skategoryzowane dane. Aplikacje składały się w zasadzie z samego Resource forka. Jak już wyżej pisałem, wymagało to specjalnego obchodzenia się z plikami Apple. Musiały one być kompresowane za pomocą odpowiednich narzędzi np. do dziś rozwijanego StuffIt lub konwertowane do hex64 w celu przesłania, a prawidłowo przeniesione na inne systemy zazwyczaj pojawiały się w nich jako dwa oddzielne pliki, jeden dla danych, drugi dla zasobów. Nie było łatwo.

Wracamy do przyszłości

TeachText i SimpleText to aplikacje dla systemów klasycznych (przed Mac OS X). Ich następcą w „dziesiątkach” jest bardzo niedoceniany TextEdit. Ilu z Was z niego korzysta? Jak często, aby napisać proste podanie czy ofertę, odpalacie Pages albo, co gorsze, Worda?

TextEdit wbrew pozorom potrafi bardzo wiele. Oczywiście możemy definiować rożne style, zarządzać tabulatorami i wyrównaniem. Dodatkowo tworzyć tabele, listy i wstawiać grafikę. Proste dokumenty (bez dodanej grafiki) można zapisać w wielu popularnych formatach, jak Word (kilka wersji), ODT, html. Niektóre dokumenty w tych formatach potrafi również otworzyć.

TextEdit TextEdit

Natywnym formatem, w jakim TextEdit zapisuje dokumenty, jest wymyślony przez Microsoft RTF. Jeżeli do dokumentu dodamy grafikę czy inne pliki, format zapisu zmienia się na RTFD, co może powodować pewne problemy. RTFD to format pakietowy zawierający plik tekstowy RTF oraz dodane pliki (np. graficzne). Niestety nie jest on prawidłowo rozpoznawany przez inne niż OS X systemy. Dodatkowo dokumenty z grafiką tworzone z TextEdit nie mogą być zapisywane w innym formacie jak np. DOC. Jedyne wyjście to eksport do PDF.

Ale gdy ograniczamy się wyłącznie do tekstu, tabel i nie będziemy dołączać obrazków, nadal zachowamy wymienność danych z wieloma systemami.

Jak wydusić z TextEdit możliwie dużo?

Ja do tego użyłem tabelek. Dzięki tabelkom można ładnie i prosto rozplanować nagłówki pism. Tabelki mogą, ale nie muszą, mieć widoczne ramki, a kolor ich tła można zmieniać. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to komórki tabeli można łączyć że sobą. Kolejną porcję możliwości zapewnia zagnieżdżanie tabelek.

Przygotowanie fajnego „papieru” firmowego z pomocą sztuczek tabelkowych w TextEdit zajmuje tylko chwilkę, zobaczcie co mi się udało zrobić w 15 minut.

Przykładowy papier faksowy Przykładowy papier faksowy

Obecnie wraz z systemem dostajemy sporo programów, a dodatkowe przy zakupie nowego komputera. Wśród nich TextEdit wydaje się być najbardziej niedoceniany. Mam nadzieję, że po poznaniu historii jego protoplastów, zyska u Was choć trochę uznania.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 5/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 5/2015